Co się wydarzyło w wiosce trędowatych? Niedawno odwiedziła ją dwójka wolontariuszy z Australii: Peter i Ben. Pisaliśmy o tym we wcześniejszych Aktualnościach. Peter był bardzo poruszony widokiem staruszki leżącej na klepisku w nędznym szałasie. Postanowił zbudować dla niej mały domek i po wyjeździe przysłał na to pieniądze. Minęło trochę czasu zanim siostra mogła przystąpić do realizacji tego pomysłu. Pewnej niedzieli znalazła wolną chwilę i udała się do wioski, żeby rozeznać się w potrzebach kobiety. Zastała ją leżącą na podłodze, bardzo wycieńczoną, z wysoką gorączką. Według relacji sąsiadów, staruszka od trzech dni nic nie je, odmawia też picia. Siostra Anna wróciła do domu po lekarstwa i jedzenie, przekonała ją, żeby napiła się wody, przyjęła leki i zjadła trochę ryżu.
W tej sytuacji trzeba było działać natychmiast. Siostra zaangażowała ekipę, zakupiła materiały i można było zacząć budowę. I wtedy zdarzyło się coś zaskakującego – samochód z materiałami i murarzami został zatrzymany przez grupę mieszkańców blokujących wjazd do wioski i sprzeciwiających się budowie domu. Przyjechała siostra Anna, wezwana przez robotników, i jej także nie wpuszczono. Stał przed nią tłum ludzi wyraźnie wrogo nastawionych, wygrażających pięściami, wykrzykujących coś w jej kierunku. Siostra Anna znała twarze tych ludzi, byli między nimi odbiorcy paczek żywnościowych, które przywozi im co miesiąc, był nawet mężczyzna, któremu zbudowano dwupokojowy dom z werandą. O co im chodzi? Sytuację udało się wyjaśnić i opanować dzięki pomocy chłopaka, na oko 18-latka, który przyjechał na rowerze. Stanął pomiędzy siostrą a tłumem osłaniając ją, jak tarcza, zaczął zadawać pytania i dowiedział się, że sprzeciwiają się budowie domu dla staruszki, bo inni w wiosce też mają złe domy, a ona ma dwóch synów, którzy mogą się nią opiekować. Prowodyrką była kobieta mieszkająca w stosunkowo dobrym domu. Chłopak – siostra nadała mu imię Daniel – potrafił im wytłumaczyć, że staruszka faktycznie jest samotna, synów przy niej nie ma i na żadną pomoc z ich strony nie może liczyć. Gdyby się nią opiekowali, to zawieźliby ją do szpitala, dali jedzenie, a nie pozwolili, żeby leżała na ziemi, jak pies. Tłum stopniowo się rozrzedzał, wreszcie ludzie się rozeszli i można było wjechać do wioski. Daniel natychmiast zabrał się do rozbiórki szałasu, dołączyło się do niego kilka osób. Zapewniono siostrę, że może bez obaw budować, bo ta staruszka rzeczywiście najbardziej potrzebuje pomocy.
Od tego momentu można było już normalnie działać. Siostra Anna umieściła kobietę w szpitalu, gdzie dano jej leki i kroplówki. Nie była bardzo chora, tylko wycieńczona. Po kilku dniach można było ją odebrać i przewieźć do budowanego domu. Zadbano o łóżko dla niej i jedzenie. Siostra cały czas nadzoruje budowę i opiekuje się staruszką.
A więc, sytuacja została opanowana i wszystko wróciło do normy. Ale, dlaczego doszło do tego incydentu? Co skłoniło ludzi do takiego zachowania? Siostra Anna jest bardzo zszokowana, ale nikogo nie obwinia. Zdaje sobie sprawę z ich biedy i z własnych ograniczonych możliwości udzielenia pomocy. Traktuje swoją działalność jako misję a związane z nią przykrości jako cierpienie w imię Boga. Z pewnością ubóstwo tych ludzi i mnogość potrzeb były bardzo ważnymi czynnikami. Nie bez znaczenia jest też tradycyjnie niska pozycja wdów i starych kobiet w rodzinie i w społeczeństwie. Ich los jest szczególnie ciężki. Ale warto też zauważyć, jak łatwo można manipulować tłumem i wzbudzać wrogie emocje na tle roszczeń wobec darczyńców. Oczywiście, to był tylko jeden incydent, wrogie postawy nie były silne i ludzie szybko zrozumieli, że nie mają racji. Jest to jednak ważne doświadczenie.
Szczegóły w biuletynie: Maj 2019