Zgodnie z nową ustawą dzieci z Ośrodka Flame of Hope – podobnie jak z innych tego typu instytucji – mają zostać zgłoszone przez urzędy stanowe do „adopcji on-line”. Sprawa jest niepokojąca, ponieważ nie wiadomo jeszcze, jakie będą procedury. Na pewno warto się dowiedzieć, co sądzą o tym rodziny dzieci. Zawsze przyjmowano dzieci do ośrodka za zgodą rodziny, najczęściej na jej prośbę. Starano się też utrzymywać kontakt dziecka z rodziną, jeśli było to możliwe. Niektóre dzieci pochodzą jednak z odległych wiosek położonych wysoko w górach i tam trudno się dostać. Akcja adopcyjna skłoniła siostrę Annę do podjęcia takich wypraw, by dowiedzieć się, czy rodzina zgadza się na oddanie dziecka do adopcji. Spotkania z rodzinami po latach są bardzo wzruszające, ale też trudne. Rodzice cieszą się, że dziecko, kiedyś tak bardzo chore, odzyskało zdrowie, dobrze się rozwija, jest już nastolatkiem. Bywa też, że zarówno krewni, jak i dziecko są podczas spotkania nieufni, pełni obaw, nie wiedzą, jak się zachować. Często jedyni krewni, to babcia, czy ciocia, albo wujek. Nie wszystkie rodziny uda się odnaleźć.

Bardzo trudno było dotrzeć do Suruk, gdzie mieszkają rodzice Rose Mary. Nawet nazwa wioski nie była znana, bo – jak się okazało – zwykle mówi się „27 mile”. Tym większa była radość ze spotkania. Ojciec, który przed laty przyniósł małą Rose Mary do domu w Kurseong, płakał ze wzruszenia. Rodzice podpisali deklarację stwierdzającą, że nie chcą oddać dziecka do adopcji i pragną pozostawić ją pod opieką Flame of Hope. Inaczej było w przypadku Nirupy – nie odezwała się ani słowem do swoich krewnych (ciotki i wuja), była spięta, wystraszona, bała się, że tam już zostanie.

Szczegóły w biuletynie: Październik 2018


Zapraszamy do wpisania się na listę mailingową

Grupa OPP nr 10651 „Płomień Nadziei”
Kontakt